Powiedział też: Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić.
(Łk 15, 11-24)
Marnotrawny syn postanowił wrócić do ojca, kiedy prawdziwy głód zajrzał mu w oczy. Jeść strąki z koryta świń to coś upodlającego dla człowieka (a już dla Żyda w szczególności), ale nawet tego mu odmówiono. Kojarzy mi się to trochę z sytuacją alkoholików lub innych nałogowców, którzy muszą sięgnąć dna, aby chcieć powrócić do normalnego życia.
Kiedy oddaliłam się od Boga, z czasem zaczęłam czuć bliżej nieokreślony, ale narastający głód. Teraz wiem, że był to głód Eucharystii. Nie wiem, czy przeszłam etap strąków. Moje nawrócenie przyszło łagodnie, choć w dość dramatycznych okolicznościach. Na pierwszej spowiedzi po iluś latach usłyszałam od księdza: „Dziecko, żebyś ty wiedziała, jaka radość panuje teraz w Niebie!” :)) Tak jak w domu miłosiernego ojca z przypowieści.
Strąki… Czy nie jest może tak, że nawet ludzie opływający w luksusy, jedzący najwykwintniejsze dania, trwający non stop na zabawie, ale dla których Bóg jakby nie istniał – tak naprawdę „żrą strąki”? Czymże jest marność tego świata bez Obecności Pana?
Wciąż się nawracam, trwam w Bogu i Kościele, spożywam Ciało i Krew Pańską, karmię się Słowem, ale Jezus wzywa do czujności. Czuwam więc zatem, aby widmo strąków się nie pojawiło…
Jak dochodzi do nawrócenia? Dla mnie pasjonujące pytanie. Osobiście musiałem stanąć przed ścianą, by pomyśleć o wołaniu do Boga. Inni w mniej drastycznych warunkach się nawracają… Zdumiewające, jak jesteśmy ślepi przed nawróceniem.
Tak jak każdy z nas jest inny, tak i droga do Boga dla każdego indywidualna. Podobnie z osobistym przeżywaniem wiary:)
Najważniejsze, żeby odnaleźć Pana i w Nim trwać!
U mnie paradoksalnie, gdyby nie doszło do upadku, tkwiłabym w stanie samozadowolenia…Pan jest jednak łaskawy:)))
A mnie odnalazł sam Pan po kilkuletnim „chodzeniu” do kościoła….
DZIĘKUJĘ CI PANIE BOŻE…
„kilkudziesięcioletnim” miało być zamiast „kilkuletnim”…
No pięknie, powymądrzałam się, a na Eucharystii, już niedzielnej, spotkała mnie „niespodzianka”. Nie chodzi tym razem o jedzenie (strąki), ale o wodę. Taak, to ten fragment z Ewangelii św. Jana o Samarytance, z którą Jezus rozmawiał przy studni.
Fizycznie można powiedzieć, że moja studnia wyschła, bo coś się stało z zaworem zwrotnym głęboko w ziemi. Nie mamy wody od półtora miesiąca. Naprawa może łatwa dla kogoś, kto ma pieniądze. Ja muszę całkowicie zaufać i powierzyć to Panu :))
Chodzi mi raczej o to, jak to u mnie jest z wodą żywą, której zaczerpnęłam i ma we mnie tryskać źródło ku życiu wiecznemu!
Czuję, że ono we mnie jest, ale jak napisałam na wątku Tomasza o miłosiernym Ojcu – ciąg dalszy nawracania się czas zacząć. Mocniej!
Aha, no i moje dawne „ja”, nawet to po powrocie do Kościoła, musi do końca obumrzeć, abym mogła całkowicie nowa narodzić się w Chrystusie. Panie, pomóż mi w Tobie umrzeć i w Tobie narodzić się na nowo…
Może dopiero teraz doszłam do tej fizycznej ściany, której sama na pewno nie dam rady przekroczyć, ale nie mogę oczekiwać, że Bóg to zrobi za mnie. Potrzebna moja współpraca:)